Najchętniej opisałabym związki damsko – męskie, bo w tej "dziedzinie" dostrzegam spore różnice kulturowe. Ale na razie skandalu nie potrzebuję, więc temat odkładam na półkę ;)
Luty upłynął pod znakiem deszczu, szałowych kaloszków - w San Francisco panuje moda na ciekawe kalosze, byle deszczyk i dziewczyny wskakują w kolorowe kaloszki :) i intensywnej pracy z psami różnych ras i w różnym wieku.
Nie mogę skończyć postu, który zaczęłam pisać ponad tydzień temu. Post dotyczy Mitcha, mojego fantastycznego psa, którego rehabilitowałam i szkoliłam w ramach stażu. Historia Mitcha ma być opublikowana w gazecie, ale ciągle brakuje nam zakończenia, czyli po amerykańsku idealnej rodziny adopcyjnej, a po polsku idealnego właściciela. I chyba właśnie to powstrzymuje mnie przed opublikowaniem tego postu. „Nabór” trwa, więc mam nadzieję, że już wkrótce Mitchie przeprowadzi się do swojego nowego domu.
W lutym odbywałam praktykę w przedszkolu dla szczeniaków do 6 m-ca życia.
Właścicielki są również absolwentkami Akademii i bardzo chętnie zgodziły się na eksperymentalny staż. Szczeniaki są odbierane przez pracowników przedszkola z domów między godz. 10 i 12, z reguły 3 osoby objeżdżają San Francisco. Ok. godz. 12 wszyscy są na miejscu i szczeniaki podzielone na 4 grupy rozpoczynają dwugodzinne harce. Brzmi niewinnie, wręcz słodko, bawiące się szczeniaczki, cóż za rozkoszny widok. Buzie aniołków, dusze diabełków :)
Praca na najwyższych obrotach, bo szczeniaki ciągle wdają się w jakieś bójki, awantury, dyskusje, ten się boi, ten upodobał sobie ofiarę i ciągle atakuje tego samego psa, inny nie dopuszcza innych psów do miski z wodą etc. Jasno umaszczone szczeniaki ciągle są umazane krwią, bo w zabawie gubią się mleczaki :) Pierwszego dnia wyszłam z bólem głowy, co naprawdę rzadko mi się zdarza.
Ale miejsce jest fenomenalne, trudno wyobrazić sobie lepszą socjalizację w tym super ważnym dla psa okresie. Wszyscy trenerzy posyłają swoje szczeniaki do tego przedszkola (jedyna taka specjalistyczna placówka w SF). Czasem zapraszane są dzieci w ramach programów edukacyjnych dla szkół i trenują szczeniaki, a przy okazji każdy dużo korzysta i świetnie się bawi. Dzieci uczą się jak postępować z psami, co wolno, a czego nie wolno robić. Jest to też doskonała terapia dla tych dzieci, które boją się psów. A szczeniaki oswajają się z dziećmi, niektóre wychowują się w domach bez dzieci i w ten sposób uzupełniają swoją psią edukację.
Trening z pojedynczym szczeniakiem nie różni się aż tak bardzo od treningu (np. nauka komend) z psem dorosłym. Ale trening szczeniaka otoczonego 15 innymi szczeniakami, to już jest wyzwanie. Główny nacisk jest kładziony na psie maniery w stosunku do innych psów, czyli ładne powitanie, ładna zabawa bez np. szarpania za ucho lub łapania zębami za skórę na szyi i próby przeciągnięcia innego psa przez salę.
Nie tolerujemy też zachowań samolubnych, czyli strzeżenia zabawek, osób, miski z wodą, innego psa. Część szczeniaków chodzi na zajęcia wieczorem lub w weekendy do różnych szkół, na których uczą się komend (siad/stój/leżeć, zostaw to), przychodzenia na zawołanie etc., tutaj z nimi to ćwiczymy przy okazji zabawy.
Pracując ze szczeniakami, obserwując ich różne style zabawy, zachowania, można się wiele dowiedzieć o mowie ciała psów, co bardzo pomaga przy pracy z psami dorosłymi.
W moim przypadku praca z grupą szczeniaków była wstępem do dalszego etapu stażu - pracy z grupą psów (8 -10 psów) na dworze. Od czwartku towarzyszę Natalie, która ma dość dużą firmę zajmującą się wyprowadzaniem psów. W czwartek też wróciłam z bólem głowy :)
Zajęcie o tyle trudniejsze, że mamy do czynienia z dorosłymi psami. Pierwsze wyzwanie to objechanie wszystkich domów i zebranie wszystkich pasażerów, tak, żeby przy okazji wsiadania nowego psa nie uciekły nam inne. Szczeniaki podróżują w transporterach, dorosłe psy luzem. A że jesteśmy w Stanach, mówimy o podróżowaniu w vanach i truckach.
Niektóre psy podróżują z przodu (tzn. na siedzeniu za kierowcą), bo antagonizują resztę, ciągle szczekają etc. Natalie zabiera swoje psy do Fort Funston. Ogromny teren – park nad oceanem, bardzo popularne miejsce wśród dog walkerów (osób trudniących się wyprowadzaniem psów). Przepiękny park i wspaniałe widoki. I setki psów. Tutaj przekonałam się, że trudne jest czasami stosowanie pozytywnych metod i kar polegających na krótkim odosobnieniu (tzw. time out), gdy ma się pod opieką 10 psów, jest się na otwartym terenie, a wokół pełno dog walkerów z podobnymi liczebnie grupami. Psy są bez smyczy, niektóre, te „szukające guza” i z reguły nowe psy, mają przypiętą smycz, żeby mieć nad nimi większą kontrolę na wypadek złego zachowania lub samowolnego oddalenia się od grupy. Po 1,5h psy są wybiegane, zmęczone i szczęśliwe. A my razem z nimi :)
12 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz